Budzik nastawiony na 8:00 rano, ale z lozka udalo mi sie wyjsc dopiero o 10:00:D
Po skromnym sniadaniu ruszam podbijac Castro. Zaczalem od strony portowej: Palafitos, Feria, punkt sprzedazy swiezych owocow morza robionych na twoich oczach.
Potem wskoczylem w ''centrum''. Piekna Plaza de Armas, ale ogolnie miasteczko puste. Totalna prowincja. Niskie, troche jak baraki, budynki. Ludzi niewielu, aut wogole prawie nie widac. Wszystko pozamykane. Spokoj cisza.
W centrum jeszcze przygladam sie kosciolowi San Francisco ktory znajduje sie na liscie UNESCO. Wogole na Chiloe jest mnostwo drewnianych kosciolow, ktore sie znajduja na liscie UNESCO. Sa one budowane w podobnym stylu jak koscioly Pokoju w mojej rodzinnej Swidnicy i w Legnicy.
Potem ide na wylotowke z Castro aby zrobic zdjecia domkom na palach czyli palafitos. Nastepnie ide poza miasto na spacerek. Za stacja Shell'a skrecam w prawo i przez most ''puente ten-ten'' ide na druga strone malej zatoczki. Tutaj mam doskonaly widok na cale Castro i reszte palafitos. Naprawde przecudny widok. Pogoda dodatkowo sprzyja, bo nie pada i od czasu do czasu slonce przyswieci.
I tak w 5 godzin obchodze tutaj wszystko co sie da. W nogach troszke kilometrow jest, wiec nalezyty odpoczynek:D