Geoblog.pl    geralt1    Podróże    South East Asia - Same same but different :)    Welcome to HELL !!!
Zwiń mapę
2011
14
lip

Welcome to HELL !!!

 
Tajlandia
Tajlandia, Ko Phangan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10279 km
 
Rano przed 11:00 wylogowaliśmy się z bungalowu. Prosty, spartański ale aż żal opuszczać. Zostawiamy bagaże w recepcji hostelu i udajemy się na śniadanie. Ponieważ zawsze 2 razy dziennie chodziliśmy do tego samego punktu, kobitka poznała nas z daleka i uśmiechem ugościła. Zauważyła też, że przyszliśmy bez skutera więc domyśliła się, że jedziemy dalej. Jako pożegnanie zrobiła nam przepyszne śniadanie, które pamiętaliśmy długo długo potem.

Do około 12:00 siedzieliśmy w recepcji czekając na transport. Jak się okazało całkiem sporo ludzi udawało się tego dnia na Ko Phangan. Full Moon Party ma być za 3 dni, więc każdy chce znaleźć dla siebie tanie miejsce. O 12:00 przyjechał po nas spory autobus i w pół godziny dowiózł nas do Big Buddha Pier. Ilość ludzi zastananych na miejscu nas przeraziła. Przepchnęliśmy się jakoś przez tłum aby móc zająć jakieś godziwe miejsce na statku i nie stać cały rejs. Ludzi na statek pakowano chyba z 45 minut. Kiedy statek praktycznie nie miał już miejsca na ludzi i bagaże, jak w komedii, ludzi przybywało aby wejść na pokład. W zeszłym roku z takiego powodu doszło do wypadku, gdzie statek zatonął u wybrzeży Ko Phangan i zginęło kilku turystów. Gonitwa za pieniądzem przysłania Tajom kwestie bezpieczeństwa. Statek na 250 osób, załadowany 400 osobami i ich bagażami rusza ciężko i leniwie.
W trakcie rejsu, widząc ilość ludzi na łodzi, ustalamy z Macareną, że ona weźmie małe plecaki i pójdzie szybko do naszego miejsca z zeszłego roku. Ja tymczasem wezmę duże plecaki i dojdę na miejsce później.

Na nasze nieszczęście okazało się, że wszystko jest pozajmowane. W lekkim szoku nie wiedzieliśmy gdzie szukać. Bungalowy obok naszego upatrzonego „Light Inn” były drastycznie gorsze i jeszcze droższe. Aż strach było wejść do środka. Macarena została z bagażami, ja ruszyłem na poszukiwania. Wszędzie gdzie tanio i w miarę godziwie > pozajmowane. Dostępne tylko pokoje z klimatyzacją w zawyżonych cenach > od 800 do 1500 THB. Masakra!!! W zeszłym roku wystarczyło przybyć 3 dni przed imprezą aby znaleźć tanie i dobre miejsce. W tym roku trzeba było przyjechać 4-5 dni przed imprezą. Ostatecznie znajduje bungalow za 300 THB z łazienką, na szarym końcu Haad Rin, ludzi wokoło zero. Warunków bungalowu nie będę komentował.

Po zalogowaniu się ruszamy coś zjeść i poszukać więcej tanich miejsc. Niestety przeżywamy jeszcze większy szok. Komercja tak zniszczyła to miejsce, że lepiej nie mówić. Wszystkie ceny w porównaniu z poprzednim rokiem, są o wiele większe. Jedzenie skoczyło z 35-40 THB na 60-70 THB. Alkohol w „buckets” z 150-200 THB skoczył do 180-350 THB. Miejsca wszędzie pozajmowane, albo w takich cenach, że nawet Angole i Amerykanie uciekali. Na końcu znaleźliśmy pokój tuż obok plaży gdzie odbywa się impreza. Cena 250 THB. Warunki jak w filmie „Niebiańska plaża”, scena z hostelu w Bangkoku. Łazienka na zewnątrz, ale ciężko to nazwać łazienką nawet. Mimo wszystko klimat naszego bungalowu sprawie, że decydujemy się tu przenieść następnego dnia.

Czując się trochę jakby nie na miejscu, jakby nie pasując do tego wszystkiego, zastanawiamy się po co w ogóle tu przyjechaliśmy. Myśleliśmy nawet o tym aby pojechać szybciej do Krabi. Czego tak naprawdę szukaliśmy wśród tłumu półnagiej, pijanej, głośnej młodzieży z UK, USA i Australii? Poznaliśmy się tutaj z Macareną rok temu. Chcieliśmy jakby wrócić do miejsca naszego spotkania, odnowić wspomnienia. Jednak zmiany jakie tu zaszły niemile nas zaskoczyły.

Chodząc w deszczu jako jedyni w płaszczach przeciwdeszczowych, przyglądaliśmy się temu miejscu. Wszędzie dominacja kultu ciała, a więc faceci w samych szortach w barwach imprezy. Dziewczyny jeansowe szorty które można kupić w każdym sklepie Haad Rin, plus tylko góra od stroju kąpielowego. Wszyscy praktycznie awyglądają tak samo, fotokopie. Bardziej chyba rozróżniam od siebie Tajów i innych Azjatów, niż ludzi Zachodu spacerujących z piwem w rękach po ulicach. Wszyscy wyglądają identycznie. Rzeczywiście byliśmy nie na miejscu. Lubimy imprezować, dobrze się bawić, napić się, tańczyć, poznawać ludzi. Tutaj jednak niestety chodzi o to aby wyglądać jak każdy wokoło, wydać majątek na alkohol, uchlać się do nieprzytomności, rzygać po ulicach, zrobić sobie w stanie nieprzytomności tatuaż (nocami salony tatużu mają największe wzięcie, pełne pijanych ludzi), drzeć mordę i bełkotać do kogo popadnie jak to bardzo jest się pijanym. Następnie obudzić się rano z wymaloną gębą różnymi kolorami i głupimi tekstami, na klatce piersiowej tatuaż, którego się nawet nie pamięta że był robiony, który oznacza jeszcze większy idiotyzm, gacie (lub bez gaci) zasikane własnym moczem a nieraz i gorzej. Wszystko to w mieszance techno dobiegającej co noc z plażowych barów, krzyków Tajów aby kupować u nich „fucking good and strong bucket”. Ilość klinik i punktów z lekarzami wzrosła kilkukrotnie w porównianu do zeszłego roku, i co lepsze, co wieczór są one pełne delikwentów z rozciętymi głowami, rozbitymi ramionami i kolanami, pociętymi od szkła stopami. Nie, zdecydowanie nie pasowaliśmy do tego miejsca.

Jako, że zmęczyło nas chodzenie wpadliśmy do 7eleven, kupiliśmy sobie zupki krewetkowe, licząc na to że będą dobre. Siedliśmy sobie przy głównej ulicy i kontynuowaliśmy przyglądanie się ludziom. Zupki okazałe się tak ostre, że Maca nie mogła ich jeść wcale, a mnie po prostu wypaliło chyba usta. Obok nas przewalały się młode dziewczyny, pijane, z rozmazanymi makijarzami w towarzystwie kolesi których poznały 5 minut temu, których nawet nie będą pamiętać następnego dnia. Udawali się razem pijani do swoich pokojów na małe „bara-bara” jako jeden z głównych celów wypraw młodych Brytyjczyków na tę wyspę > uchlać się, wyrwać chętną Australijkę, Brytyjkę, Amerykankę, Tajkę, przelecieć ją i chwalić po powrocie do domu kumplom ile to lasek się zaliczyło.

Zmęczeni tym wszystkim wróciliśmy do swojego nędznego bungalowu licząc, że następny dzień będzie lepszy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
geralt1
Piotr Dłużyński
zwiedził 18.5% świata (37 państw)
Zasoby: 367 wpisów367 138 komentarzy138 361 zdjęć361 0 plików multimedialnych0