Jet lag zrobil swoje i spalem do 15.00 (tutejszego czasu, u was byla 9:00). Po poznym sniadaniu obejrzelismy sobie polskiego "Misia":D i wieczorem jedziemy pod Petronas Towers. Mowie wam ludzie. To jest masakra, ten widok powala, zapiera dech w piersiach. Ponad 400 metrow budowli goruje nad wami, przepieknie oswietlone. Po prostu brak slow, czlowiek nie wierzy w to co widzi, ze to prawda a nie kolejne marzenia. Tutaj marzenia sie realizuja.
Kuala Lumpur zaskakuje nie tylko orientalna nazwa, i orientalnoscia ogolem. To miasto na poczatek to dla kazdego rewia kolorow, zapachow, emocji, roznych jezykow i narodowosci. Znajdziecie tu kazda narodowosc tej czesci Azji: chinczykow, malajow, tajow, ludzi z bangladeszu, pakistanczykow, indonezyjczykow, khmerow, hindusow i .... Polakow jak najbardziej:D
Pozniej jedziemy do Bukit Bintang, krecimy sie po uliczkach. Zatrzymujemy sie przy jednej z licznych ulicznych knajpek. Zamiawiam zupe o nieznanej mi nazwie u chinczykow. wiem ze byl tam bulion, kurczak, makaron, krewetki, osmiorniczki i bylo cholernie ostre, ale smaczne. Po kilku dniach okazuje sie ze zoladek wytrzymal probe i nadal nie mam problemow z trawieniem:D
Po powrocie gadamy sobie do pozna i idziemy spac w sumie nastepnego dnia:D