Planowana na 8:00 pobudka przesunela sie na 9:30. Zmeczenie robi swoje. Zjadam snaidanie czyli kilka grzanek z dzemem cytrynowym oraz maly kubelek platkow z mlekiem. W zwiazku z tym ze mam zmienic lozko, zostawiam bagaz na przechowanie.
Jade metrem do samego konca. Okazuje sie ze dojazd na Wyspe Sentosa monorailem jest platny az 3S$. Szukam w takim razie drogi na nogach.
Okazuje sie, ze droga dla pieszych jest zamknieta. Rozgladam sie czy w poblizu nei ma policji i ide. po drugiej stronie chwilke sie krece. Wszystko jest jednak tak drogie i ze musialem sie obejsc smakiem. Postanowilem wrocic do miasta. Kierunek stacja dworca kolejowego.
Przy okazji po drodze zajrzalem do parku, czyli tatuaj to dzungla w srodku miasta. Okazuje sie dodatkowo, ze to jakas gora i ciagle trzeba isc pod gorke. Poniewaz bylo poludnie, woda lala sie ze mnie litrami. Wszyscy wokolo odpoczywali w cieniu, a ja niezrazony upalem szedlem dalej.
Na dworcu kupuje bilet do Ipoh na ranek nastepnego dnia. Zadowolony obralem kierunek Chinatown. Na poczatku natknalem sie na swiatynie buddyjska, ale za to jaka:D 5 pieter, na szczycie piekny ogrod. W srodku ogrodu umieszczono jesli wierzyc napisom najwiekszy mlynek (a raczej mlyn) modlitewny na swiecie. Na 4 pietrze miejsce modlitwy ze zlota podloga. Na 2 i 3 pietrze wystawy, muzea i biblioteki. Na samym dole cos co zapiera dech w piersiach. |Potezny wielki i mniejsze posagi Buddy. Najlepsze ze natrafilem akurat na recytacje swietych ksiag. Okolo 50 osob pod przewodnictwem kilku mnichow w szafranowych strojach recytowalo po chinsku, a sluchajac tego mozna bylo wpasc w trans.
Swiatynia miala jeszcze jedna ciekawostke. Otoz umieszczono w niej kilkadziesiat tysiecy malych figurek Buddy.
Po prawie 1,5 godziny udalem sie dalej.
Przechodzac kolejnymi uliczkami o nazwach takich jak: temple Street, Pagoda Street, Mosque Street, podziwialem kolejne swiatynie, budowle, przepiekne kolorowe okiennice w domach Chinczykow.
Natrafilem takze na ciekawa, bo dosc duza i najstarsza w Singapurze swiatynie hinduistyczna. Idac metr za metrem z glowa podniesiona do gory czlowiek przygladal sie rysunkom kolejnych z 330 milionow bogow hinduskich. Dopatrzylem sie miedzy innymi Ganeshy (boga o glowie slonia). Sziwy. Dachy swiatyni pokrywaly dziesiatki kolorowych, malych rzezb bostw.
Nasyciwszy sie widokami, zjadlem cos u Chinczykow. Nieraz ciesze sie ze nie moge odczytac ich alfabetu, bo nie musze wiedziec co jem:) Mnie smakuje i to jest wazne. Mowie ze chce kurczaka a dostaje cos o smaku podobnym do ryby:D
Udalem sie znowu do centrum aby obejrzec je teraz w swietle dziennym. Lapie mnie po drodze deszcz. Mimo to dobiegam do Merliona. Chowam sie pod mostem, gdzie w otoczeniu Chinczykow i Hindusow odpoczywam sobie okolo godziny. Kiedy troche sie uspokaja, krece sie, podziwiam i robie zdjecia. Nastepnie udaje sie metrem na Orchard Road, czyli takie milion razy wieksze Krupowki.
Ulica dluga jak pol miasta, a na calej dlugosci same cebtra handlowe. Ale za to jakie:D Znajdziecie tu kazda marke swiatowa i ceny takze swiatowe, czyli nie na polska kieszen. Najwieksze centrum do jakiego zajrzalem mialo 13 pieter. Na samej gorze natomiast ogrodek, restauracja i widoki jak z wiezowca. Kiedy zajrzalem z ciekawosci do srodka, na poczatku sie az zgubilem, takie to wielkie.
Na koniec mialem wpasc jeszcze do Little India, niestety bylo juz pozno, a chcialem zrobic male zakupy na podroz. Wiec zajrzalem do Carrefour'a, przeklinajac brak czasu i drozyzne singapurska. Zakupy zrobione, nie umre raczej z glodu jutro, ale strasznie ciezko opuszczac czlowiekowi tak wspaniale miejsce.
Wrocilem metrem do siebie. Kapiel, pakowanie, male pranie, chwilka na internecie i spac.
A jutro pobudka 5:00 rano:/
Spostrzezenia z Singapuru:
-Ludzie sa bardzo mili i pomocni
-Singapurki sa przesliczne:D
-W miescie panuje fajny klimat (samopoczucie, nie upal:D)
-Wszyscy przestrzegaja prawa, stoja jak jest czerwone, a kierowcy przestrzegaja przepisow jak nikt na swiecie:) Sa tez mili, kiedy widza pieszego zawsze sie zatrzymaja aby go przepuscic.
-Na ulicach czysto jak w szpitalu.
-Cale miasto jest okamerowane, popularna jest nowomowa, prawie jak u nas za komuny:D
-Obowiazuja 4 jezyki: angielski, chinski, malajski, tamilski.
-Miasto jest bardzo zielone, ma duzo parkow, a na ulicach mnostwo zadbanych drzew i ogrodow.
-Jest tu cholernie cieplo i ogromnie wilgotno, w chwile z czlowieka leca litry wody.
-W nocy wydaje sie ze jest cieplej niz w dzien.
-DROGO JAK CHOLERA!!!
-Singapurczycy zarabiaja sporo i to widac.
-Autostrad wiecej niz w Polsce.
-Bardzo wysokie mandaty (od 1000 do 10000S$) nawet za najmniejsze przewinienia.
-Wszedzie napisane co wolno, a czego niw wolno.
-Malo turystow, bialych. Biali to z reguly tutaj mieszkajacy i pracujacy