Tego dnia sie dzialo troche. Pociag o 02:45 do Butterworth. Cala droge spalem. Obudzilem sie dopiero na stacji koncowej o 06:45. Przeszedlem sie do poczekalni, totalnie nieprzytomny, i od razu do ataku przystapili taksiarze. "Tanio do miasta!!! Tani hostel!!!". Mijam ich beznamietnie. Kiedy w poczekalni zostaje sam, podchodzi jeden z tych lajdakow i pyta czy chce taksi. Pytam z ciekawosci za ile. On odpowiada, ze wszyscy biora normalnie 67 ringgitow, on zrobi mi promocje i wezmie mnie za 60 ringgitow. Od razu tlumaczy ze do Georgetown bardzo daleko, ponad 30 km i nie ma innego srodka transportu. Patrze na niego jak na robaka. Pamietam, ze gdzies w okolicy jest lodka do miasta, poza tym odleglosc nie przekracza nawet 10 km. Jak zwykle smierdzi mi ten koles klamstwem, wiec mowie, zeby za takie pieniadze sie wypchal. Musi byc inny tanszy transport. Sukinkot robi slodka mine i mowi, ze nie chce mnie oszukiwac, a taniej nie znajde. Pewnym glosem odpowiedzialem, ze zobaczymy jeszcze. Podchodze do kasy biletowej i pytam o transport do Georgetown. Kobieta w chuscie odpowiada, ze 20 metrow od dworca jest przystan, skad co chwila odplywa prom na wyspe>>cena 1.20 ringgita!!! Zadne 67, nawet nie 25, czy 15. Tylko 1.20 ringgita. Mialem chec sie wrocic i skopac tylek temu pieprzonemu taksiarzowi.
Poszedlem do przystani i kupilem bilet na ferry na wyspe. Plynelismy 10 minut, przy okazji popodziwialem sobie potezny, kilkukilometrowy most laczacy staly las i wyspe Pinang.