Geoblog.pl    geralt1    Podróże    Asian&South American Backpacking Expedition 2010 - z plecakiem przez Azje i Ameryke Poludniowa    Szalony dziadek, Immigration Office i busik do Tajlandii
Zwiń mapę
2010
10
cze

Szalony dziadek, Immigration Office i busik do Tajlandii

 
Malezja
Malezja, George Town
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12763 km
 
Po drugiej stronie, czyli na wyspie dowiaduje sie, ze nie ma tutaj dworca autobusowego. Wszystko zalatwia sie przez agencje turystyczne, ktore posrednicza w zakupie biletow. Darmowym busikiem jade do centrum. Po drodze przygladam sie starej, juz zniszczonej, ale pieknej kolonialnej brytyjskiej zabudowie. Wysiadam kolo biur podrozy. Przechodze od jednego do drugiego i wybieram najtansze (wcale nie najgorsze, wszyscy korzystaja z kilku tych samych busow, tylko robia sobie rozny narzut). Kupuje bilet do Krabi za 55 ringgitow (zaczynalo sie od 70RM). Stwierdzam po uzyskaniu info, ze skoro Park Ko Tarutao jest zamkniety i nie sposob znalezc transport na wyspe, a ja po 3 nieprzespanych nocach nie mam sil do klotni i licytacji, zatem jade najpierw odpoczac na polnoc do Krabi. Potem najwyzej wroce na kilka dni i wykloce sie o Ko Tarutao:D
Tymczasem przypominam sobie, ze nie mam pieczatki wjazdowej do Malezji w paszporcie. Nie majac pewnosci i nie chcac miec problemow na granicy, udaje sie do Immigration Office po informacje nt. mojej sytuacji. Czekajac na FreeBusa zagaduje mnie starszy Malaj (emerytowany nauczyciel geografii). Postanawia sie z nudow udac ze mna do biura, bo sam jest ciekawe czemu nie dano mi pieczatki wjazdowej. Po drodze z zapalem opowiada mi hstorie miasta. Poniewaz nie ma jednego przedniego zeba, zdarzalo mu sie nieraz lekko opluc, ale mimo tegp nie tracil zapalu. W ciagu 15 minut opowiedzial mi historie Georgetown, historie wielonarodowosci Malezji, o korupcji w kraju itp.
W Immigration Office okazuje sie, ze Malezja nie ma punktow granicznych na stacjach kolejowych, zatem wypelniona Immigration Card z pieczatka datujaca wyjazd z Singapuru wystarczy. Zadowolony i uspokojony krece sie troche z dziadkiem po miescie. Mimo, ze szalony lekko z niego czlowiek, to mowi dobrze po angielsku i ma spora wiedze historyczna o swoim miescie.
Przed wyjazdem wpadam jeszcze do Chinczykow na jedzenie i wymieniam 21 RM na 200 THB (bedzie na nocleg). O 12:30 wyjechalem z Georgetown busikiem w strone Tajlandii. Siedzialem obok dwojki mlodych uroczych Tajek i malego, fajnego synka ktorejs z nich. Dzieciak, mimo ze nie znal angielskiego, staral sie ze mna dogadac po tajsku. Ja probowalem dla zartow po polsku. Caly bus mial z tego mily ubaw:D
Po dwoch godzinach dojechalismy do granicy. Na malezyjskiej stronie bez problemow. Wbito mi tylko wyjazdowke. Natomiast "Kraj Usmiechnietych Ludzi" przywital mnie zaskoczeniem i zdezorientowaniem oficera tajskiego, ktory nie wiedzial ze maja ambasade w Warszawie i nie wiedzial gdzie to miasto lezy. Jednak po chwili dostaje setki pieczatek i "Kingdom of Thailand welcome to" >> Kraj Wolnych Ludzi, "Usmiechnietych Ludzi". W drodze do Hat Yai widac roznice w otoczeniu. Drogi nadal dobre i lepsze niz w Polsce, oraz nadal ruch lewostronny. Jednak tym razem otoczenie jest biedniejsze >> domy, samochody (glownie skutery i pick-up'y). Typowym obrazem byl dom na skraju dzungli, brudny i zniszczony, a wokolo biegala gromadka dzieci.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Magda L.
Magda L. - 2010-06-21 20:07
Oj Pedro....nawet dzieci Cię podrywają ;)
 
 
geralt1
Piotr Dłużyński
zwiedził 18.5% świata (37 państw)
Zasoby: 367 wpisów367 138 komentarzy138 361 zdjęć361 0 plików multimedialnych0