O 16:00 czasu tajskiego dojezdzamy do Hat Yai. Rozgladam sie wokolo i czuje sie czesciowo jakbym byl dalej w Malezji. Wszedzie meczety a nie pagody badz waty. Kobiety w chustach, mezczyzni w swoich beretkach. Jedzenie na straganach tez bardziej muzulmanskie. Widac wszedzie wyrazne wplywy islamu, i to ze kiedys ten rejon nie nalezal do Tajlandii.
O 16:30 spod biura podrozy zabiera mnie kolejny bus, na kolejna przesiadke, tym razem na dworcu autobusowym. Dopiero trzecim busikiem o 17:00 wyruszylem do Krabi. Caly busik Tajow, nikt po angielsku, kierowca dwa slowa na krzyz. Za to mialem mile dla oka towarzystwo siedzace kolo mnie >> znowu dwie mlode sliczne Tajki:D
O 22:00 bylem w centrum Krabi. Od razu taksiarze mnie obskakuja, ale tym razem spokojniej do nich podchodze, bo to taksiarze na motorach:D Tez chca sporo, za 1 km (ktory okazuje sie byc 250 metrami) do hostelu chca 75THB (okolo 7.50zl). Mowie i pokazuje, ze mam tylko 200 THB. Po chwili narady z kumplami, jeden z nich zabiera mnie do hostelu za 150 THB. Laduje sie z nim na motor z calym majdanem i po chwili jestesmy na miejscu. Biore pokoj bez okna za 150 THB. Place taksiarzowi 20 THB. Pokoj to mala klitka, air condition to wiatrak pod sufitem, a pokoj jak to w Azji Pld-Wsch. > na klodke. Lazienka na zewnatrz, za prysznic robi po prostu otwarta rura, z ktorej po odkreceniu leci woda jednym ciezkim ciurem. Biore prysznic po 3 dniach i jak nowy ruszam na miasto cos zjesc, a tu zonk... Wszedzie pusto, wszystko pozamykane. Chyba jednak nadal obowiazuje godzina policyjna. Znajduje jednak ostatnia otwarta uliczna knajpe. Zjadlem zupe z kurczakiem za 300 THB i w "7eleven" kupilem wode na dzien nastepny. Tutaj wode sie pije litrami dziennie. Wczesniej wybralem z bankomatu kase, ale zlodzieje wzieli za transakcje az 150 THB prowizji. Trudno:( Potem bylo juz tylko pojsc lulu, spac, nareszcie:D