Do Ayuthayi wybralem sie pociagiem, poniewaz to najtansza opcja (niecale 100km, kosztuje tylko 15 bahtow, czyli okolo 1,5zl). Oczywiscie zaczelo sie od poszukiwania normalnego kierowcy taksowki, ktory zabierze mnie za normalna cene na dworzec. Poniewaz zaden nie podal racjonalnej ceny, powiedzialem, ze pojade tylko z taksometrem. I sie oplacilo, zaplacilem tylko 60 bahtow, zamiast poczatkowych 250 bahtow.
Pociag, klasa trzecia, drewniane lawki, usmiechnieci ludzie > od razu mi sie spodobalo. Przy kontroli biletow zostalem przesadzony, poniewaz okazalo sie, ze czesc przeznaczona dla mnichow jest za mala i musialem im ustapic miejsca.
Po 1,5 godzinie dojechalem na stacje Ayuthaya i zaczelam poszukiwania roweru i darmowej mapy miasta. Wypozyczylem rower na caly dzien za 40 bahtow, zdobylem mape, rozejrzalem sie co chce zobaczyc i ruszylem. Slonce pieklo, na niebie ani jednej chmurki ktora moglaby cos zapowiadac.
Przez godzine krecilem sie od jednych ruin do innych. Polowa pozamykana, albo platna. Minalem maly oboz sloni (cholera, te maluchy sa przeslodkie. Mala ciekawostka: Slon zawsze na poczatku stara sie powachac nowopoznana osobe. I mimo, ze w swoim zyciu pozna tysiace osob, nigdy nie zapomni zapachu poszczegolnych osob. Zawsze bedzie go pamietal i rozpozna dana osobe nawet po wielu latach). Przy jednej z kolejnych ruin nagle zrobilo sie ciemno i lunelo. Udalo mi sie schowac w jednej ze starych swiatyn. Jedynym towarzyszem byl posag Buddy z ktorym sobie pogadalem narzekajac na pogode:D Kiedy po godzinie nie przestalo padac, stwierdzilem ze nie bede tracil czasu. Plecak wygladal na w miare wodoodporny, wiec aparat bezpieczny. Ruszylem i od razu zaczelo mocniej padac:D Mimo tego przez kolejne 3 godziny jezdzilem po calym miescie w ulewie poszukujac moje celu >>> glowy Buddy oplecionej drzewem:D. Kiedy znalazlem moj cel, zobaczylem ze mam tylko 25 minut aby oddac rower i odzyskac dowod osobisty:D Jak na zlosc akurat zebralo sie na moment kulminacyjny ulewy. W strugach deszczu pedzilem przez cale miasto. W pewnym momencie aby przyspieszyc zlapalem sie jadacego obok autobusu, przynajmniej przez okolo kilometr troche odpoczalem. Ludzie w autobusie mieli ze mnie niezly ubaw:D
Do wypozyczalni dotarlem 10 minut po czasie, ale wlascicielka usmiechnieta na mnie czekala z ID:) Zjadlem co nieco i za kolejne 15 bahtow wrocilem do Bangkoku.