O dziwo do Surat Thani dojechaliśmy o czasie:) Tutaj czekaliśmy na busa do Don Sak Pier. Macarena zauważyła, że ma cały plecak mokry. Okazało się, że cały duży szampon się wylał. Wszystkie kosmetyki, ciuchy i plecak brudny od szamponu, który zamiast zchodzić przy czyszczeniu tylko się pienił. Porażek ciąg dalszy. Busem podjechaliśmy do kolejnego biura, można kręćka dostać od tego kręcenia się. Potem dopiero autokar do Don Sak. 40 minut i byliśmy na miejscu.
Tam też spotkaliśmy znowu Andrzeja i Manali. Załadowaliśmy się na łódkę, zajęliśmy miejsca.
W czasie podróży promem ja rozmawiam z Andrzejem, a Maca z Manali. Opowiadamy o sobie, jak się poznaliśmy itp. Okazuje się, że historia Andrzeja i Manali jest bardzo podobna do naszej. > Spotkanie w trakcie podróży, podróżowanie razem, zakochanie się, rozstanie, niewiadoma czy zobaczy się ponownie drugą połówkę, niespodziewana zmiana planów i przyjazd do drugiej połówki, rozstanie i znowu razem w podróży. Wiele przygód po drodze, wiele wątpliwości, wiele miłościi radości.
Rozmawia nam się super. Przerywa nam rozmowę kobitka pytająca czy mamy nocleg na Ko Samui. Pytam co proponuje. Okazuje się, że jest ona z „New Hut” w Lamai gdzie mieliśmy się udać:) Nareszcie los zaczął sprzyjać. Proponuje nam małe dwuosobowe bungalowy, na plaży na brzegu morza, 15 metrów do wody:) 350THB za dzień za bungalow. W tym czyste łazienki, darmowy internet WI-FI. Jeśli bookujemy u niej, da nam darmowy transport do siebie, czyli oszczędność 150 THB od osoby. Nie wiele myśląc bookujemy. Okazał się to strzał w dziesiątkę. Andrzej i Manali też się tam zatrzymują, dostają bungalow obok naszego.
Po drobnej kłótni z kierowcą, dojeżdżamy do naszego hostelu i logujemy się do naszego przytulnego, małego bungalowu. Widok z niego i wokół niego jak w raju, jak z pocztówki. Szybko bierzemy prysznic i ruszamy w czwórkę porozglądać się po Lamai i coś zjeść. Wieczorem pierwsza kąpiel w morzu > woda ciepła jak w jacuzzi, PARADISE.
Później idziemy wypożyczyć skutery. Podjeżdżamy sobie do Tesco-Lotus (tutaj figuruje pod taką nazwą). Kupujemy drobiazgi, coś jemy. W drodze powrotnej zachaczamy o 7eleven i zakupujemy alkohol, tanie śmierdzące ale działające „Siam Sato” – coś podobnego do naszych polskich tanich win, 25 THB butelka 0,5l.
Przed bungalowem robimy we czwórkę własne Half Moon Party, tańcujemy przy muzyce do późna. Gdzieś dalej na wyspie puszczają fajerwerki. Impreza na całego. Spać idziemy około 2:30-3:00.