Geoblog.pl    geralt1    Podróże    South East Asia - Same same but different :)    Big Budda i poszukiwanie taniego transportu na Ko Phangan
Zwiń mapę
2011
11
lip

Big Budda i poszukiwanie taniego transportu na Ko Phangan

 
Tajlandia
Tajlandia, Ko Samui
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10251 km
 
Andrzej obudził nas koło 6:00. Ciężko było wstać po 3 godzinach snu, ale jeszcze ciężej pożegnać. Mimo iż znaliśmy się kilka dni, to wystarczyło nam to aby stać zgraną czwórką przyjaciół. Pocieszające jest to, że się spotkamy w Polsce w grudniu. Zatem po krótkim ale rzeczowym pożegnaniu, życzeniu powodzenia > Andrzej i Manali ruszyli w swoją drogę, a my zostaliśmy na Ko Samui. Trzeba przyznać, że było nam dość ciężko tego dnia. Zawsze tak jest jak podróżuje się razem z ludźmi których się lubi, a potem trzeba się rozdzielić.

Później jednak dostalismy od nich wiadomość, że szczęśliwie dotarli do domów. Manali trochę gorzej, ponieważ wylądowała w rodzinnym Bombaju zaraz po zamachach.

My żeby sobie poprawić humoru po smutnym pożegnaniu pojechaliśmy po raz kolejny na wycieczkę skuterem. W zamierzeniach było połączyć zwiedzanie ze zdobyciem informacji o tanim transporcie na Ko Phangan.

Standardowa droga na Ko Phangan to taxi do Nathon, potem rejs do Thongsala a stamtąd taxi do Haad Rin. Całość wynosi około 450 THB od osoby. Nam udało się znaleźć tańszy sposób > 275 THB od osoby (transport do portu i rejs).

Udaliśmy się na północ wyspy, aby sprawdzić jedyne bezpośrednie połączenie z Ko Samui do Haad Rin. Z Big Buddha Pier odpływają łodzie do Haad Rin. Koszt biletu wynosi 200 THB i jest to cena stała. Aby się tam dostać trzeba wziąć taksówkę, co nie jest najtańszą opcją. Jedna życzliwa dusza doradziła nam aby spróbować znaleźć biuro podróży w Lamai, które sprzedaje bilety na ten rejs z transportem do portu. Mając ten informacje postanowiliśmy odłożyć to na później.

Udaliśmy się zatem do świątyni Big Buddha. Mieści się ona niedaleko północnego krańca wyspy, niedaleko portu z którego płynie się do Haad Rin. Świątynia nie jest duża, ale ładna. Wchodzi się po schodach na górę, gdzie dominuje nam nią ów Wielki Budda. Wokoło Buddy ustawione są dzwony, w które wierzący uderzają po kolei z jakimiś prywatnymi intencjami. To miejsce jest miłą odskocznią od dominującej wszędzie na wyspie turystyki. Młodzi Tajowie uderzający spokojnie w dzwony, z zamkniętymi oczami szepczący modlitwy. Na dole świątyni ludzie składający podarunki mnichom, mnisi udzielający coś na wzór błogosławieństw. Spokój, upał, wyciszenie, parność, relaks.
Na koniec schodzimy na dół i po drugiej stronie znajdujemy posągi nad wodą. Jedne przedstawiają strażników świątyń, drugi jakiegoś niebiańskiego wojownika na koniu. Ostatni jest najciekawszy dla męskiej części świata. Przedstawia „piękną” syrenę w wersji topless :D Widać po posągu, że niejednemu spodobały się piersi syreny, gdyż aż świeciły się wypolerowane od dotykania.

„Uświęceni” pojechaliśmy w stronę Chaweng. Po drodze złapał nas deszcz, więc musieliśmy przeczekać. W Chaweng dominuje komercja, ceny turystów kurortowych, których zresztą tu pełno. Wszędzie restauracje, sklepy z ciuchami o zawyżonych cenach, Hindusi wmawiający ci jak bardzo potrzebujesz wyrobić sobie w ich sklepie garnitur, a najlepiej kilka > także po zawyżonej cenie. Zmęczeni tym zamieszaniem i krzykiem zeszliśmy na plażę.
Hmm… Jeśli czytacie w przewodnikach, Lonely Planet i innych forach internetowych, że Chaweng jest popularne za idyllicznie wyglądającą plażę > Nie wierzcie w to. Tak może było kilkanaście lat temu. Teraz wszędzie dominują kurorty, salony masażu, restauracje. Nie ma kawałka wolnego miejsca. Każdy skrawek zajęty jest przez hotele, spa, leżaki i parasole. Żałosne. Od tego wszystkiego nawet woda zmieniła kolor z niebieskiej na zielonkawo-brązową. Stwierdziliśmy, że czas stąd ruszać. Jedynie zejścia na plażę prowadzą przez kurorty. Weszliśmy na teren jednego z nich. Pełen Niemców, Koreańczyków, Japończyków, Chińczyków, Rosjan, Amerykanów, Holendrów z grubą kasą. Przyznaje, że kurort robił wrażenie, chciałoby się tam spędzić kilka dni. Woleliśmy jednak, z troski o własne zdrowie psychiczne, nie pytać o cenę.

Po powrocie do Lamai zacząłem się rozglądać za biurem które sprzedaje bilety bezpośrednio do Haad Rin. Większość jeśli sprzedawała podawała ceny z zakresu 400-500 THB. Myśmy planowali wydać poniżej 300 THB. W końcu w jednym z biur kobieta od początku wyskoczyła z ceną 300 THB. Na pytanie o zniżkę, zgodnie z prawdą, powiedziała że sprzedaje najtaniej w całym Lamai ten bilet. Ponieważ jednak chyba mnie polubiła, zeszła z ceną na 275 THB. Cena jak najbardziej dobra. Prom > 200 THB, taxi Lamai-Big Buddha Pier > około 100-150 THB. Zatem koniec końców biznes się ubiło :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
geralt1
Piotr Dłużyński
zwiedził 18.5% świata (37 państw)
Zasoby: 367 wpisów367 138 komentarzy138 361 zdjęć361 0 plików multimedialnych0